B-DAY

                  Yo ! Dziś dzień bloga. No to huj... Trzeba coś wrzucić od bidy.

    Tak sobie pomyślałem, że to piękne uczucie, że dzięki muzyce zdobywam rzesze fanów. Ciepłe słowa od entuzjastów mojej muzyki spływają ze wszystkich stron lawinowo. Pochlebstwa i łechtanie mego ego aż gilgoczą moje podniebienie i stópki. 

    Druga myśl jest taka, że mimo mojej rosnącej popularności nikt nie chce czytać mojego bloga. Hmmm zastanawiające. Dlatego też mogę sobie pozwolić na komfort napisania tutaj zupełnie wszystkiego. Niezależnie, czy ma to sens, czy sensu jest kompletnie pozbawione. Tak więc... 

    Słuchacze są wzrokowcami. Możesz napisać najbardziej chwytający za serce utwór, możesz machnąć czarnym dułgopisem gówno zahaczające o arcydzieło, możesz wyrzygać w brudnopisie jebany mastersztyk, a mimo to jest duże prawdopodobieństwo, że przejdzie on bez echa... echa... echa... echhhh...

    Ale, gdy dodasz do tego obraz, choćby był kiczowaty, tanim sumptem i bez pomysłu nakręcony odbiorca chętniej skupi na tym uwagę. Bo coś się dzieje. Nieważne czy są to prawilne, zamaskowane mordeczki machające nierytmicznie łapami na osiedlowym trzepaku. Nie ma różnicy, czy jest to wypożyczona superhiper bryka kręcąca bączki i paląca opony. Mogą to być nawet motokrosy przeskakujące przez płonące obręcze. Tudzież jędrne pośladki i wytapetowane ryje pseudomodelek a.k.a osiedlowych lampucer. Ważne, że coś się dzieje. 

    Tak właściwie teledysk nie musi mieć związku z treścią utworu. Kogo to kurwa obchodzi? Ważne, że coś się dzieje!! Osobiście występowanie w teledyskach jest dla mnie katorgą. Nie lubie swojej aparycji, swojej przepitej mordy i ciągłej depresji więc uważam, że chwalenie się przed kamerą swoim uśmiechniętym fizysem jest czymś nieszczerym i udawanym. Czymś niegodnym mojej zajebistości. Wręcz mi to urąga. Ale KONiec. Tyle o RAPie.

    Uważam wszystkich moich kolegów, KONfraterów, pobratymców i fanów, którzy nie czytają mojego bloga za totalnych imbecyli i troglodytów. Jebani analfabeci okazujący mi brak szacunku. Spluwam na Was. Jakbym miał spluwę to bym Was odstrzelił bez mrugnięcia okiem. Jak śmiecie żałosne śmiecie? 

    Porzucam tępe hujki karierę rapera na rzecz ponownego pisania do szuflady. Tam moja pisanina przynajmniej trafia w odpowiednie ,cieplusie ,miłością umoszczone miejsce. Nie miejcie do mnie pretensji, jeżeli przez najbliższe lata nie nagram żadnego nowego numeru. W huju mam pisanie bengerów i chwytliwych refrenów. Wszystko dzięki Waszej impretynencji i mojej niemożności dostrzeżenia jakiegokolwiek sensu w tym całym gównianym procederze. 

    OK. Może nie jestem Edwardem Stachurą i nie mam tak lotnego pióra jak On. Może moje wynurzenia nie są tak wciągające - ale w huju to mam. Definitywnie KONczę karierę o ile te moje marne podrygi na scenie można nazwać karierą. 

    Zostaję przy pisaniu blogów. Więc zupełnie bez wyrzutów sumienia pozdrawiam Was czułym - HUJ WAM W DUPĘ.


*kurwa i tak nikt tego nie przeczyta. co za skurwiałe pomioty szatana. gardzę Wami. TFU!


   

Komentarze

  1. JA CZYTAM KON!! ZA ROK NA TWOJE URODZINY LECIMY NA BAHAMA PZDR WARIACIE DOBRY PRZEKAZ LECI

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

recenzja